środa, 11 lutego 2015

Docenisz coś ważnego, jak stracisz.

A kiedy kto ze świata naukowego wspominał dawną, sławną przeszłość, odpowiadali tylko z rozmarzeniem- usłyszałam tylko to jedno zdanie płynące z programu lecącego w telewizji, gdy siedziałam skulona, przykryta kocem na kanapie. Podczas, kiedy za oknem hulała ogromna burza,
 
a co jakiś czas głosy w grającym urządzeniu "kłóciły się" z grzmotami piorunów dochodzącymi z zewnątrz. Przerażona i zmęczona całym minionym dniem, niespostrzeżenie oddałam się w objęcia Morfeusza. Budzą mnie niedzielne promienie słońca wpadające przez okno, znajdujące się na wprost sofy, na której spędziłam noc. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do światła, stawiam nogi na zimnej podłodze i wędruję do łazienki, którą opuszczam zaraz po wykonaniu porannych czynności, następnie idę do kuchni, gdzie robię listę brakujących produktów spożywczych, których brak zauważyłam w lodówce. Ubrana i gotowa pokonać trudności dzisiejszego dnia, wychodzę z domu z listą w ręku i wędruję do pobliskiego sklepu, by uzupełnić zapasy. Mijając kolejne uliczki mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Jak najszybciej wchodzę do budynku i po zapłaceniu rachunku równie szybko go opuszczam. Miałam już otwierać furtkę, gdy poczułam silne dłonie na moich ramionach, które mocno obróciły mnie o sto osiemdziesiąt stopni. Gdy podniosłam przestraszony wzrok, zobaczyłam ciemno brązowe tęczówki chłopaka, którego unikałam, i którego tak bardzo znienawidziłam. Chłopaka, który kilka tygodni temu podawał się za mojego przyjaciela, a zaraz po tym jak dowiedział się o mojej chorobie, tak po prostu odszedł. 
-Czego tutaj szukasz?- wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-Chciałem spytać jak się czujesz, a przede wszystkim Cię przeprosić.- usłyszałam od niego. Po czym ułożyłam usta do kpiącego uśmiechu.
- Że co? Zostawiłeś mnie z tym wszystkim, z wiadomością, że w każdym momencie może mnie tutaj nie być, a teraz tak po prostu przychodzisz do mnie do domu i pytasz jak się czuję?- wybucham złością.
- To nie tak, ja... ja nie wiedziałem co zrobić, nie mogłem pogodzić się z tym, że mogę Cię stracić. Musiałem to przemyśleć, uspokoić się, a potem, gdy już doszedłem do siebie, nie wiedziałem jak Ci spojrzeć w oczy po tym, jak Cię potraktowałem, gdy już byłem gotowy na to, to Ty, unikałaś mnie. Ja naprawdę przepraszam.- widziałam w jego oczach smutek i wyrzuty sumienia, ale postanowiłam udawać twardą.
- Ty, musiałeś dojść do siebie? A co ja miałam powiedzieć, zostałam z tym sama, rodzice też się załamali. I wiesz co? Niech już tak zostanie. Zajmij się sobą, udawajmy, że się nie znamy, tak będzie lepiej i dla Ciebie, i dla mnie. Cześć.- jak najszybciej pobiegłam do domu, gdyż dłużej moje oczy nie potrafiłyby powstrzymać łez.
             Biała sala, mnóstwo aparatur i dwójka ludzi przy szpitalnym łóżku, na którym leży ich córka, której lekarze nie dają już szans na przeżycie. W pewnym momencie słychać przeraźliwy pisk maszyn, a na ekranie pojawia się pozioma linia. Parę sekund później do sali wchodzi chłopak,
z roztrzepanymi włosami i
zaczerwienionymi oczami z przemęczenia. Czuwa tu, tak samo długo, jak
i rodzice dziewczyny. Widząc zrozpaczoną matkę
przyjaciółki i ciągłą kreskę na monitorze, oznajmującą, że to już koniec, pełen złości o to, co się właśnie wydarzyło, wybiega ze szpitala. 


  Kilka dni później, na cmentarzu zebrało się bardzo dużo ludzi, rodzina, znajomi i On, ubrany w czarny garnitur, załamany śmiercią dziewczyny, dla której zrobiłby wszystko, chociaż nie było go, gdy ta, potrzebowała jego obecności najbardziej, za co pluje sobie w twarz, a co gorsze nie może pogodzić się z tym, że nie zdążył wyznać jej swoich uczuć. Po skończonym akcie, wszyscy opuścili miejsce pochówku, z wyjątkiem zakochanego młodzieńca, który siedząc na ławeczce, spędza tu jeszcze parę godzin przyglądając się zdjęciu ukochanej na nagrobku. Nie mogąc jednak znieść tych wszystkich myśli, które uzbierały się w jego głowie, wychodzi ze świętego miejsca i kieruje się na najbliższy most. Przechodzi na drugą stronę barierki i ściskając łańcuszek w ręce, który chciał wręczyć dziewczynie tego samego dnia, co zostawiła jego i swoich bliskich, rzuca się prosto w silnie rwącą rzekę, uważając, że spotka się z nią po drugiej stronie, gdzie będzie mógł być z nią już na zawsze. 



Hej. Jest to krótkie opowiadanie, które napisałam na początku roku na lekcję polskiego. Jest to też pierwsze opowiadanie na moim blogu. Mam nadzieję, że chociaż trochę, komuś się spodoba. :)